Pierwszy dzień na Andamanach |
|
|
|
Wpisany przez plusz
|
niedziela, 21 marca 2010 19:30 |
- Wkrótce Diwali ...
- Jest 3:00. Czekamy na rozpoczęcie boardingu.
- Boarding bez zastrzeżeń. Oczywiście przy drzwiach kolejny wojskowy lub policjant sprawdzający, czy bagaż ma odpowiednią liczbę pieczątek. Po odprawie wsiadamy do autobusu i jedziemy do samolotu.
- Linie KingFisher to naprawdę inny świat. Po doświadczeniu na lotnisku w Chennai wsiadamy do nowego, bardzo ładnego airbusa a330. We wnętrzu z głośników ładna muzyka, stewardessy w eleganckich czerwony uniformach, w każdym fotelu prywatny ekranik - nawet ładniej niż w Lufthansie Pierwsze wrażenie znika na chwilę , kiedy przy cofaniu samolotu zanika napięcie, gaśnie na chwilę światło i restartują się wszystkie ekrany - widać tylko komunikaty bootujące linuxa. Ale po chwili załoga rezygnuje z nagranej prezentacji bezpieczeństwa i omawiają zapięcie pasów i maseczki „on line"
-
My staramy się od razu zasnąć, co było dobrą decyzją, bo chwilę trwało zanim wystartowaliśmy - jak w każdej innej linii.
- Na ekranie w każdym fotelu można było obserwować widok z przedniej kamery samolotu- pierwszy raz widziałem taką możliwość - warta zastosowania w innych liniach.
-
- Na pokładzie poczęstunek - dwie bułeczki + woda + owoce. Na razie zrezygnowaliśmy z owoców i bułki z surówką - zawierała jakąś dziwną przyprawę o smaku pleśni.
- Przez godzinkę trochę się zdrzemnęliśmy i przed godziną 7 pilot oznajmił, że wyspa którą widzimy to ta na której zaraz wylądujemy.
- Po wylądowaniu wróciliśmy do indyjskiej rzeczywistości - lotnisko wygląda jak w filmach prezentujących takie odległe zakątki. Mały barak „dworcowy", płyta lotniska, ciągnik przesuwający schodki do samolotu, autobus, który wygląda na ok 50 lat i oczywiście policjant, który zwraca uwagę jednemu z młodszych hinduskich pasażerów, że nie może komórką robić zdjęć. Oczywiście ani ten robiący zdjęcia, ani sam policjant nie przejął się zbytnio zwróceniem uwagi.
- Nie jest zbyt gorąco, ale o 8 rano wydaje nam się, że to południe. Powodem tego jest położenie wysp i fakt, że w całych Indiach obowiązuje ta sama godzina.
- W hali dworca również jak w filmach z ameryki południowej. Na suficie dużo wiatraków. Przy wejściu 2 biurka, i przy każdym po 5 osób. Kilka pań w sari, kilku panów. Pierwsze biurko to komisja „zdrowotna". Musimy ponownie wypełnić formularz „health check". Taki sam jak w Chennai. Następnie Imigration check, gdzie sprawdzają czy wypełniliśmy imigration form. A następny to urzędnik sprawdzający czy mamy wizę w paszporcie. Kiey nie ma kolejni to ten młody człowiek, który chyba najlepiej orientuje się w papierkach, przechodzi do biurka „imigration" i w sumie on wypełnia wszystkie wymagane zeszyciki i prosi nas o podanie adresu domowego. Wszystko wygląda jak nasze komisje wyborcze w mniejszych miejscowościach - każdy pyta innych jak wypełnić formularz i gdzie postawić pieczątkę - oczywiście chodzi o urzędników, bo turyści, których jest o 20 osób wypełniają wszystkie wymagane rubryki zdając sobie sprawę, że nikt tych formularzy czytał nie będzie.
- Odbieramy bagaż i przed lotniskiem czeka na nas kierowca z Andaman Holidays - jak się później okazuje syn właścicielki z którą ustalałem wszystkie warunki pobytu. To bardzo przydatne dla odnalezienia się w tutejszej rzeczywistości i odpada nam trochę stresu i szukania.
- Zostajemy odwiezieni do hotelu, po drodze omówienie widoku miasta i głównego marketu.
- W hotelu zostajemy szybko zakwaterowani i zanim pójdziemy spać postanawiamy zwiedzić miasto. Oczywiście łapiemy się jeszcze na śniadanie, bo pomimo że słońce wysoko i wydaje nam się, że to pierwsza po południu, jest dopiero ok 9.
- Śniadanie całkiem dobre - chociaż skromne. Jest na szczęście herbata - ale tylko z mlekiem. Do tego tosty, omlet, dżem i ziemniaki curry. Smakuje.
- Pokój jest w porządku jak na tutejsze warunki. Klimatyzacja działa - w pierwszym pokoju nie działa grzejnik wody, więc zmieniamy pokój. W miarę czysto, chociaż w naszym pokoju mieszka mała jaszczurka i jakiś jeden robaczek. Jak zauważyliśmy tych jaszczurek jest w tej okolicy bardzo dużo i zajmują się głównie polowaniem na komary i inne owady, więc staramy się jej nie przeszkadzać.
- Poznajemy sąsiadów, którzy wprowadzają się obok - młodzi turyści z Izraela, którzy w Indiach spędzają już 3 miesiąc - zupełnie nie widać tego po nich.
|
Poprawiony: niedziela, 21 marca 2010 22:48 |